Świadectwo Siostry Izy

Moje życie było w miarę spokojne do czasu, gdy poznałam kogoś z kim, jak mi się wydawało, miało być jeszcze lepiej. Stało się jednak inaczej. Alkoholizm i burzliwe życie partnera zburzyły moje wszelkie oczekiwania. Wielki zawód zagmatwał moje życie, w efekcie zostałam sama z nienarodzonym dzieckiem.

Przykre przeżycia i silne emocje spowodowały, że przedwcześnie urodziłam syna, co z kolei spowodowało ciężką i długotrwałą walkę o jego życie. Ciężar życia ponad miarę przytłoczył mnie tak, iż zatraciłam z czasem uczucie ufności a wszelkie uczucia stały się dla mnie obce i bardzo bolesne. Z zaciśniętym sercem i pięściami parłam naprzód, żeby przeżyć kolejne dni. Szłam przez te ciemne doliny, nie zdając sobie nawet sprawy jak bardzo były ciemne. Gdy zdarzały się chwilowe wzloty, mówiłam sobie z nadzieją – udało mi się.

Niestety nie na długo. Zablokowałam się do tego stopnia, że już nie miałam łez, nie umiałam nawet płakać, moje odczucia zanikły. Zorientowałam się, że coś jest ze mną nie tak, ale nic nie mogłam zrobić, walka o byt zasłoniła moje potrzeby, a czas płynął. Nieudane interesy mojego syna, wlokące się schorzenia z dzieciństwa, bezradność, beznadziejność spowodowały, że syn zaczął pić. Świadoma skutków tego nałogu, wiedziałam, że to jest koniec, że ja tego już więcej nie wytrzymam.

Wtedy zaczęłam gorąco wołać i prosić Boga, żeby zabrał nasze życie, tak żeby już nie bolało. Wtedy też pojawiła się moja kuzynka zapraszając nas do kościoła protestanckiego, coś opowiadała, czego ja nie rozumiałam – nie chciałam rozumieć. Z wielką nieufnością jednak poszliśmy do tego kościoła. Przy wejściu były karteczki, na których można było napisać prośbę o modlitwę, syn napisał jedną prośbę. Po nabożeństwie były modlitwy.

Gdy pastor czytał naszą prośbę, jakieś dziwne ciepło spłynęło na mnie, a szum niezrozumiałych słów modlących się ludzi koił moje roztrzęsione nerwy. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilku dniach okazało się, że Bóg odpowiedział na modlitwy. Owładnięci nadzieją, szukając gorączkowo w internecie jakichś wskazówek, dowiedzieliśmy się, że Bóg naprawdę jest i działa w wielkiej mocy. Opierając się na Piśmie Świętym oraz nauczaniach doświadczyliśmy niesamowitych rzeczy i oddaliśmy swoje życie Jezusowi. I tak Bóg spełnił moją prośbę, zabrał nasze stare życie i w zamian dał nam nowe, lepsze życie z Nim.

Odtąd wszystko zaczęło się radykalnie zmieniać, uzdrowienia, wychodzenie z kryzysu, z długów, z nałogu. Bóg zamanifestował się w naszym życiu ponadnaturalną swoją mocą, przywrócił radość i łzy, uleczył rany. Na ruinach mojego życia Bóg postawił coś piękniejszego – relacje z Nim, a patrząc z perspektywy czasu teraz widzę, że Bóg cały czas był przy mnie, tylko ja Go nie dostrzegałam.

Bóg pobłogosławił mnie wspaniałym synem, to przez niego i dzięki niemu idę teraz drogą, którą Bóg prowadzi. „Nigdy Cię nie porzucę, ani nie zostawię” powiedział Jezus i tej obietnicy się trzymam.

Izabela,
Kraków 10.07.2016